Disco polo to powstały w Polsce w latach 80. XX wieku gatunek muzyki popularnej, nurt muzyki tanecznej, znany również jako muzyka chodnikowa albo muzyka podwórkowa. To rodzaj muzycznego folkloru wiejskiego i małomiasteczkowego.

Krytycy gatunku zarzucają mu prymitywizm melodii, naiwne i banalne teksty utworów oraz niski, nieprofesjonalny poziom wykonawstwa, a nawet amatorskie fałszowanie.
Mimo to disco polo cieszy się w Polsce sporą popularnością – co trzeci Polak jest jego fanem.

Czy już dostrzegają Państwo paralelę?

Disco polo w polskiej gospodarce

Do napisania tego tekstu zainspirowała mnie ośmioletnia obserwacja polskiej polityki gospodarczej i inwestycyjnej władzy spod szyldu PiS. Niemal od pierwszego dnia rządów Zjednoczonej Prawicy, czyli od późnej jesieni 2015 roku, aż do jesieni roku 2023 z niedowierzaniem i w wielkim osłupieniu przyglądałam się poczynaniom i przedsięwzięciom gospodarczym autorstwa tej władzy. Do dziś przecieram oczy ze zdumienia, do dziś nie mogę uwierzyć, że pomysły tak megalomańskie, tak nietrafione, tak nieefektywne, tak bezzasadne, a często po prostu niedorzeczne znalazły akceptację decydentów, ale często też cieszyły się poparciem społecznym. To przedsięwzięcia, które śmiało można określić projektami w stylu disco polo. Prymitywne, naiwne, nieprofesjonalne, amatorskie, fałszywe! A jednak akceptowane przez co trzeciego Polaka, tak jak muzyka disco polo. Szczęśliwie tylko niektóre z tych projektów zostały skutecznie wdrożone i zrealizowane, inne odchodzą bez żadnego wstydu w niepamięć. Dość wymienić tutaj te najbardziej kontrowersyjne i te, które w istocie zakończyły się spektakularną klapą.

Dyskusyjny przekop Mierzei Wiślanej, który pochłonął blisko 2 mld zł (choć planowano wydać tylko 800 mln zł), to bodaj jedyny przykład faktycznie zrealizowanej inwestycji ustępującego rządu. Nie ma jednak powodu do poczucia triumfu, wszak projekt nadal nie został ukończony, a spór o ostatni odcinek kanału prowadzącego do portu w Elblągu sprawia, że całe przedsięwzięcie nie ma żadnego sensu gospodarczego. Według szacunków znawców branży żeglugowej okres zwrotu tej inwestycji może wynieść nawet 100 lat! Zatem to projekt inspirowany jakimiś ambicjami politycznymi/geopolitycznymi. Z pewnością nie ma nic wspólnego z racjonalnością i efektywnością ekonomiczną. Szkoda, bo w grę wchodzą ogromne środki publiczne wyasygnowane na przedziwny cel.

Rządowy program „Batory”, dzięki któremu miały powstać promy dla polskich armatorów, to kolejny przykład projektu disco polo. Budowa promów w Szczecinie, zainaugurowana tak widowiskowym święceniem stępki, okazała się przedsięwzięciem z krainy fantasy. Planowano budowę dwóch jednostek w nieistniejącej stoczni, dysponując nierealistycznym budżetem (planowano zbudować prom za ok. 400 mln zł, a to o połowę za mało), bez montażu finansowego, bez inwestora, bez technologii, bez infrastruktury, bez projektu – po prostu bez głowy. Dzisiaj już wiemy, że ten sterowany politycznie pomysł pochłonął kilkaset milionów złotych, utopił Stocznię Gryfia, nie reaktywował Stoczni Szczecińskiej, a Stocznię w Gdańsku, która przejęła projekt, zmusił do wycofania się z budowy promów na skutek problemów z kredytowaniem. Zdaje się, że pomysłodawcy już nie bronią tego projektu.

Chcesz przeczytać dalszą część?

Wystarczy, że zarejestrujesz się w naszym ekosystemie, a otrzymasz pełny artykuł w formie ebooka wraz z dwoma dodatkowymi promocyjnymi pozycjami.

Podziel się naszym artykułem: